z małego, czerwonego notesu
Mężczyzna pochyla się nad pustym krzesłem, a jego źrenice prześwietla białe światło zimnego słońca, wpadające przez wielkie okno. Za oknem widać stare autobusy i wraki porzuconych samochodów. „To było właśnie tematem mojej terapii. Ta złość, która została we mnie po związku z ostatnim chłopakiem. Dostałem nawet antydepresanty, które fatalnie wpływają na moje życie erotyczne. Wiesz, ja się mogę pieprzyć, to nie problem, ale czuję taki smutek, kiedy wraca do mnie to pytanie – jaki to ma sens? I te egzystencjalne kryzysy sprawiają, że patrzę na ludzi i nie widzę ich twarzy, a tylko czarne maski naciągnięte na pustkę.” Krzesło wypełnia się słuchaniem, przytula słowa, buduje im schronienie i pamięć. „Wczoraj wybrałem się na spotkanie. Gdy tam dotarłem, zorientowałem się, że nie mam ochoty rozmawiać z ludźmi, przerażała mnie ciemność i wyłaniające się z niej monstrualne kostiumy. Nie chciałem kolejnej przygody, nowych zapachów, nieznajomych ciał. Wyszedłem, ale ktoś to zauważył i opętany moim pięknem pobiegł za mną, wołając, że mnie kocha i że się zabije, jeśli nie będzie mógł spędzić ze mną reszty swojego życia. Udawałem, że nie chodzi o mnie i próbowałem odejść nie odwracając się, ale krzyki przerażonych przechodniów sprawiły, że spojrzałem za siebie i zobaczyłem, jak ten zakochany we mnie człowiek wyrywa sobie język z ust, by już nigdy nie móc wypowiedzieć mojego imienia.” Krzesło powoli oplatało się tkanką zaufania, z której rozrastał się układ krwionośny, a z kolejnych słów powstawało bijące serce. „Nie wiedziałem dokąd uciec, poczułem się zagubiony i znów tak bardzo zawiedziony przez życie – zacząłem pytać – kim jestem? Po co budzić się każdego dnia? Jaki mam tak naprawdę kolor skóry? Czy widać mnie, kiedy stoję pod słońce? Czy dobrze mi w czerwonym? Na jakiej poduszce powinienem spać i jaka jest najlepsza dla mnie pasta do zębów? Ktoś musi znać odpowiedzi na te wszystkie pytania, bo ja ich nie znam. Zaraz wyrwę sobie język!” I był już gotów sięgnąć sobie do ust i gardła, gdy nagle krzesło podniosło się owinięte skórą opowieści i jeszcze trochę przezroczystymi palcami, złapało przyjaciela za dłoń. „Mów do mnie jeszcze!” Mężczyzna spojrzał na swojego marnego sobowtóra, naciągniętego na stare, drewniane krzesło. Znieruchomiał i uśmiechnął się sam do siebie. Czarna deszczowa chmura powoli zgasiła słoneczne światło i razem z ciemnością wróciła pustka. Zza okna było słychać dźwięk wiatru przeszywającego zardzewiałe okna samochodów. Mężczyzna usiadł z powrotem i patrząc uważnie na puste krzesło, zaczął powoli od nowa lepić sobowtóra słowami: „Nikt nigdy nie głaskał mnie po głowie. Kiedy wspomniałem o tym terapeucie, nawet nie przeszło mu przez myśl delikatnie dotknąć moich włosów...”
0 Comments
Leave a Reply. |
o dziennikuDziennik pisany w pośpiechu to zapiski ze współczesności oglądane przez lupę osobistego doświadczenia i lornetkę wspólnie przeżywanej codzienności. Archiwa
Kwiecień 2024
Kategorie |